Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

niewątpliwie przyjemna synteza, a bodaj czy nie silniejszą sensacyę sprawia, gdy ładnie zbudowana „istota wietrzna“ pozbywa się syntezy!
— Zawsze głupstwa w głowie i to w takiej głowie! — musnęła go po policzkach końcem rękawiczki i wstąpiła do nowego sklepu, gdzie kupiła kilka flakonów perfum.
— Cóż aż tyle?
— Bo tu taniej.
Stefan drgnął i po raz pierwszy mignęła mu w głowie myśl, że może odjechać.
Spojrzał na nią z ukosa, ale twarz jej była jasna i spokojna.
Nazajutrz, gdy Stefan się zbudził, nie zastał już Lili, a gdy wszedł do jej pokoju, stanął, jak wryty: pod ścianą stała szczelnie spakowana walizka, obok leżał związany paskami pled, szezlonżek, na którym sypiała, był zasłany nie pościelą, ale kilimem.
— Wyjeżdża! — szepnął Świda i siadł,