poczuwszy nagle niezwykłe osłabienie, i zwiesił, jak martwy, głowę.
W tej chwili szczęknął klucz w zamku i wbiegła Lili w podróżnej sukience.
— Stef — zaczęła z miejsca mówić szybko i urywanie — u tej wdowy z przeciwka — bardzo sympatyczna osoba, inteligentna, wielbicielka twego talentu — rano mleko, co zechcesz, obiady — wszystko bez względu na godzinę. Służąca ci posprząta: wychodząc, zadzwonisz dwa razy i powiesisz na gwoździu klucz. Garderobą i praniem też się zajmie. Będzie mi przysyłała, że się tak wyrażę, „biuletyny“ o tobie, bo w twych listach o tych praktycznych sprawach, oczywiście, nic nie znajdę.
Przycisnęła wieko walizki; szło jej opornie, ale Stefan nie spieszył z pomocą; wreszcie zamknęła, przekręciła kluczyk i wstała widocznie zmęczona. Spojrzała na zegarek.
— Jezus Marya, toż ledwo zdążę!
— Jedziesz, Lili?
— Jadę. Muszę, Stef, muszę...
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.