— Zostań!
— Nie, muszę, telegrafowałam.
— Jesteś okrutna.
— Stef, gdybyś widział jego twarz, twarz surową i tak zmienioną, gdym wyjeżdżała, tobyś mnie sam wyprawił. Ja przecież wrócę. Stef, ja wrócę przepełniona tęsknotą miłości, którą na twej piersi wyleję. Niedobrzeby nam było już dłużej, ja to wiem, ja czuję; oddałam ci wszystko, co mogłam, a może nawet więcej, wyczerpało się twoje źródło we mnie do ostatniej kropelki i trzeba czasu, by nabrało.
No, nie trzeba robić takiej posępnej miny, mnie też nie lekko to przychodzi — przysiadła się, przybliżyła skroń do skroni i poczęła mu gładzić włosy.
Wstała i rzekła:
— Ani chwili dłużej nie mogę, bo się spóźnię. Bierz kapelusz i odprowadź.
Zbiegła z piętra i zawołała stróża po rzeczy.
Na dworcu załatwiła wszystko sama
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.