jej kąt w swoim stojącym nad brzegiem morskim szałasie.
Zdawało się, że sprawę wygrała. Ale okazało się wnet, że ostatnie słowo w tej kwestyi pozostanie przy subtelnym dyrektorze, wytrawnym kacie. Okazało się, że potrafi on przeszkodzić rozmowom, wymianie listów, że nawet wymianę spojrzeń zdoła uniemożliwić. Potężną jest złość ludzka i wynalazczość w tym kierunku dziwnie jakaś łatwa.
Pomysłowy dyrektor wymyślił nową kratę. Miała ona spuszczać się od powały do ziemi w odległości znacznej od okna, niby firanka, a być tak gęstą, by nie można niemal niczego na zewnątrz widzieć. W ten sposób odcięty więzień nie będzie mógł wcisnąć się we wręb okna, gdzie dotąd spędzał dni całe, wpatrzony w okno swej żony. Ani spojrzenie, ani głos nie wydostaną się na zewnątrz, a gęsta firanka nie przepuści listów ni dzienników, dotąd wciąganych do kaźni zapomocą nitek, o różnych porach dnia i nocy, dla zmyenia czujności straży.
Generalny inspektor więzień państwowych, któremu przedłożyć musiano plan nowych krat, potępił go poprostu i odrzucił jako zgoła bezcelowy i nieużyteczny. Należało przeto uzyskać pretekst, udowodnić, że zarządzenie to, wywołała istotna potrzeba. W takich razach jedyną i niezawodną metodą bywa metoda prowokacyi. Zakazano więźniom zbliżać się do okien a strażnikom zalecano uważać, czy nie dojrzą u kraty twarzy więźnia. W razie dostrzeżenia, mieli przestrzedz, a gdyby to nie