wodu koniecznych naprawek w kaźniach, które dotychczas zajmowali, przez parą dni będą mieszkać gdzieindziej. Delsade niedyskretnie zażądał wyjaśnień. W tejże chwili porwano go i długimi kurytarzami zawleczono do celi karnej, nie szczędząc po drodze kopnięć, kułaków i pchnięć bagnetu lub szpady. Zresztą wszystkich innych również zaprowadzono do cel karnych, gdzie przez trzy czy cztery miesiące znosili najsroższe katusze. Cele karne są przeznaczone dla złodziei i innych krnąbrnych przestępców kryminalnych. Są to niejako strychy Mont-Saint-Michel. Po stronie północnej cytadeli umieszczone, wznoszą się na sto metrów ponad trzęsawiska nadmorskie, dominując ponad wysokim dachem klasztoru. Na tej wysokości oczywiście cele wystawione są na wszystkie wichry? niby latarnia morska, wznosząca się wysoko w niebo z pośród pustaci i rozłogów niezmierzonych. Dwa i pół metra szerokie, metr i pół długie ściany kaźni karnej stanowią powierzchnię dostateczną dla dzikich igrzysk wiatru, co tłucze w nędzne schronisko więźnia, to cichnąc, to znów wracając z siłą wzmożoną. Przez zimno, którem siecze, wycie i lament, którym napełnia małą przestrzeń celi zdaje się sam być więźniem i skazańcem ów wicher północno-zachodni, lodowaty, który urodził się gdzieś w Grenlandyi, płynąc ponad Anglią, przejął wszystko jednym olbrzymim dreszczem, a nareszcie utknął tutaj, zaplątał się skrzydłami w tej oto zatoce, wbił się głową w błoto trzęsawiska. Tak, wicher ten nigdy stąd nie odchodzi, nigdy całkiem nie cichnie, jest zewnątrz cytadeli, we wnętrzu, wszędzie, ale ciągle przesiąkły parą morza, nie suszy murów, z których ścieka wilgoć, nie uzdrawia ich. Powietrze kaźni bez przerwy, ustawicznie duszne, jakby zatęchłe od wilgoci, cuchnące wyziewami kubła, owego strasznego narzędzia tortury. Ani
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/128
Ta strona została przepisana.