Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/13

Ta strona została przepisana.

Dominik Blanqui, syn garbarza, pobierał nauki w Nizzy, był wykształcony i w roku 1792 został powołany na wybitne stanowisko. Od trzech już lat szlachta prowancka emigruje do Nizzy, tak podobnej do ich ojczyzny, ogrzewanej tem samem ciepłem, południowem słońcem. Ale nie przybywają tutaj napawać się cudami natury, oddychać rozkosznem powietrzem. Nie wiele ich to wszystko obchodzi, nie patrzą na kwiaty. Gotują się do walki, liczą swe siły, ogarnęła ich żądza bronienia do upadłego swych praw. A lud? Ludowi zjawia się widmo rewolucyi, idące z siłą nieprzemożoną naprzód, widmo bojowniczki sprawiedliwości z mieczem w ręku i wagą, z piersią zakutą w stal. Serca ludności włoskiej przepełnia ideał jedności latyńskiej, który się zjawił na nowo. Włoch, palcami, w których czuje jeszcze ucisk wiązki rzymskich lasek liktorskich, dotyka wybitej na monetach surowej twarzy republiki zdobnej w wieniec obywatelski i wspomina owe stare pieniądze, które nierzadko z ziemi wydobywa lśniący lemiesz pługa prującego na wiosnę łany.
Był to czas gorący, czas, w którym pożądanie szybko, niepostrzeżenie przemieniało się w czyn, czas, w którym myśl współzawodniczyła w szybkości z dziełem rąk, zjawiającem się niby cudem, natychmiast. Tęsknoty, pragnienia przybierają w jednej chwili formę buntu, ruchawki, wojska sabaudzkie ustępują i niedługo potem zjawiają się w Nizzy żołnierze w białych kamaszach i kapeluszach woltyżerów. Dowodzący generał zowie się Anzelm, szefem jego sztabu jest Masena, a kapitanem artyleryi Bonaparte.
Przez ciąg całego niemal roku trwają ustawiczne walki, bitwy, zasadzki, napady, a skalne zbocza gór i rozpadliny podają sobie echa strzałów niemilknące niemal