Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/138

Ta strona została przepisana.

potomne wieki odkryją odbite na kamieniu jego kształty. Z kilku książek, jakie udało mu się dostać bądźto z biblioteki więziennej, bądź też od jakiegoś uprzejmego dozorcy, Blanqui dowiedział się jakiem i były dzieje formowania się Mont-Saint-Michel, jakie siły wycisnęły na niej ślady swego istnienia, jakie fale żłobiły jej zbocza i szarpały piaski podnóża.
Patrzył na przetwarzanie się geologiczne skały, widział jak stopiona lawa wydobyła się z pokładów łupku, jak zastygała zestalając się w twardy stożek, potem zamajaczył mu przed oczyma prastary pejzaż, dostrzegł zieleń na równi nadmorskiej, las osłaniający brzeg, a w oddaleniu sześciu kilometrów ową skałę. Daleko wówczas wśród lądu sterczała, zamykając zatokę, roztaczającą się od Concalu, aż po archipelag Chausey. Była to epoka bujania ogromnych trzcin i szuwarów, gęste kępy otaczały obszary mokrych wieczyście łąk, wszędzie pełno było zieleni, cienie długie słały się po ziemi. Pod drzewami dostrzegł Blanqui druidów. Miejsce ich później zajęli kapłani. Ale wraz z upływającymi wiekami zmieniał się też wygląd tego zakątka. W VII wieku ostatnie olbrzymy leśne zapadły się w grząski grunt, jodły i dęby zginęły, pogrzebane w bagnie, fale morskie, szarpiące bez przestanku grunt wybrzeża, nie dopuszczają żyć tutaj żadnej roślinie. Ziemia staje się więc jałową i niebawem z pośród piasku sterczącą widać jeno twardą skałę. Oprócz natury, na niszczenie miejsca tego wysilali się też i ludzie. Przez szereg wieków grasowali tu korsarze normandzcy, rozgrywały się walki, o których dokładnych wieści nie zdołał nikt zebrać i dopiero dużo później, gdy stosunki się ustaliły, obyczaje złagodniały, biskup Avranches Aubert objął skałę w posiadanie i zbudowawszy na jej