dziła piechotą z Avranches do Mont, z całą energią domagała się widzenia z więźniami, długie godziny nie raz wyczekując na pozwolenie. Oczywiście nie przychodziła daremnie, znosiła po kawałku narzędzia żelazne, cienkie stalowe piły, dłuta, nici na sznury. Ruszt żelazny Blanquiego, służący mu do pieczenia jabłek został przerobiony na klucz. Komunikacya przez kominy została wydoskonalona, a oprócz tego wykopano przejście podziemne. Nareszcie pewnej nocy, czterej więźniowie zeszli się w jednej celi, mogli sobie uścisnąć dłonie, ucałować się i w głębokich ciemnościach porozmawiać. Choć ten co mówił, musiał usta do uszu słuchającego przykładać, choć Barbésa i Blanquiego dzieliła niechęć wzajemna, pierwsze to widzenie napełniło wszystkich niezmierną radością, serca wszystkich uderzały przyspieszonem tętnem, w duszach wszystkich tkwiła nadzieja bliskiej wolności.
Szło teraz o to, by się wydostać. Po długich usiłowaniach zdołano podziurawić drzwi, odsłonić rygle i odsunąć je zapomocą haczyka. Dorobionym kluczem otwarto drzwi kurytarza i celę Dubourdieu, której okna wychodziły na „saut Gauthier“. Wypiłowano wreszcie kratę tej celi i wszystko było teraz gotowe.
Dla zmylenia pogoni postanowiono jeszcze poprzebierać się. Blanqui, jako szczupły i niskiego wzrostu miał być kobietą, inny służącym, uplanowano wystarać się o paszporty w merostwie miasteczka Vitré i jako rodzina mieszczańska odbyć dyliżansem podróż do granicy szwajcarskiej. Ale droga była daleka, pełna niebezpieczeństw, więc poczęto zastanawiać się, czy nie lepiej po ucieczce rozstać się natychmiast i próbować szczęścia w pojedynkę.
Dopiero 10 stycznia 1842 ostateczny plan ułożono i wzięto się do dzieła. Gdy minął pierwszy ront nocny,
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/155
Ta strona została przepisana.