Wstąpił do jakiejś, otwartej jeszcze piekarni, kupił chleba za dwa sons.
Poszli dalej i rozłączyli się aż na bulwarze Poissonnière.
Blanqui nie lubił, by wiedziano gdzie mieszka. Znikł w ciemności.
Od tego to zgromadzenia w sali balowej w Prado, datuje się istnienie Centralnego Związku Republikańskiego, później zwanego powszechnie klubem Blanquiego, mimo protestów ze strony twórcy, który wielokrotnie wykazywał, że klub nie może być własnością jednego, poszczególnego człowieka, jak naprzykład za dawnych rządów pułk wojska był własnością panującego.
Przewodniczącym klubu był Blanqui, zastępcami: Thorè i Durrieu. Na miejsce zebrań obrano salę Konserwatoryum. Od pierwszych zaraz dni tłumy cisnęły się do klubu. Wchodziło się bramą od rue Bergére, a ludzie szli gęsiego jak do teatru, cisnąc się pomiędzy murem, a drewnianą balustradą otaczającą chodnik. Co wieczora od pół do ósmej zbrojni klubiści w czerwonych krawatach strzegli wejścia. Członkowie klubu zajmowali miejsca w parterze i orkiestrze i oni jeno mieli prawo przemawiać i głosować. Publika płacąca za wstęp, przysłuchiwała się rozprawom. Byli tam zwolennicy, przyjaciele, przeciwnicy, wreście prości ciekawscy, których pełno na każdym spektaklu, gdzie pogromcy grozi w każdej chwili, że rozszarpany zostanie przez lwa. Pośród nich był też Henryk Rochefort, piętnastoletni podówczas student. Na scenie, po lewej stronie umieścili się przy stole, pokrytym zielonem suknem, protokolanci i sekretarze, po prawej