Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/184

Ta strona została przepisana.

Szkoda, żem go nie mógł częściej widywać, pewny jestem, że oddałby był niezmierne przysługi republice. Ale rozmawialiśmy raz tylko“.
Blanqui prawie nie wspomina o tem widzeniu się z Lamartinem, który jak się zdaje mówił za siebie i gościa, co go uwalniało od szerokich wywodów i objawienia swych istotnych przekonań. Ale nie całkiem fantastyczne są słowa ministra co do użyteczności Blanquiego w roli funkcyonaryusza republiki. Prawdopodobnie przeczuł w nim siłę. Tylko dla ułożenia się i pogodzenia co do różnych punktów, koniecznemi były częstsze wizyty, a Hipolit Castille miał słuszność twierdząc, że czasu pełni rewolucyi, Blanqui oddałby koronę cesarską Japonii, za kąt na poddaszu paryskiem.
Do niczego przyjść nie mogło, i to nie z powodów błachych, jak brak częstszego widywania się. Przyczyny tkwiły głębiej. Sytuacya była tego rodzaju, że wszelkie ugodowe wysiłki polityków naprzód skazane były na niepowodzenie. Tłumy nie troszczyły się o formuły, chciały odpowiedzi jasnej i kategorycznej, w kwestyi życia i śmierci. Nastał czas okropny, a grozą napełniły się serca wszystkich, którzy przeczuwali walkę bratobójczą. Truchleli obaj myśląc o najbliższej przyszłości, zarówno Blanqui, jak Lamartine. Przez całe cztery miesiące rewolucyi, każdej godziny zawsze wszystkie wysiłki kierują się ku jednemu. Przywódcy ludu, agitatorzy i ci, którzy piszą i mówią, by wyrazić niejasne instynkty mas, wszyscy z trwogą cofają się przed ostateczną decyzyą i cały czas i siły zużywają na powstrzymanie tłumu, rwącego się nad brzeg przepaści. Rzeczy stają na ostrzu miecza cztery razy: 17 marca, 16 kwietnia, 15 maja, aż wreszcie nadchodzi czerwiec. Obraz owej walki czerwcowej znajdzie czytelnik niebawem na kar-