Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/188

Ta strona została przepisana.

Cóż za pośpiech, co za chęć dziwna wybicia się na plan pierwszy, jaka zmiana w człowieka skrytym i tajemniczym, zgoła inne mającym przyzwyczajenia. Owo twierdzenie, owo zerwanie maski od pierwszych zaraz słów, zwierzeń tego rodzaju, jest nieomylną cechą denuncyacyi. Ciąg dalszy usprawiedliwia w całej pełni powyższe twierdzenie.
Odnośnie do Pépina i Fieschiego, znajdujemy szczegóły ścisłe w tym sensie: „Pożegnawszy się z Pépinem, udałem się do Barbésa, który nie wiedział jeszcze o niczem. Że nie byłem poinformowany o zamierzonym zamachu świadczy fakt, że tegoż samego dnia posłałem na bulwary syna mego z mamką, by dziecko przyjrzeć się mogło paradzie wojskowej“. Oczywisty to donos policyjny, na który składa się szereg zeznań prawdziwych i opisów wymyślonych, mieszanina, w której skład wchodzą rozporządzenia policyjne i fragmenty raportów przeróżnych agentów. Blanqui na śledztwie, pytany o sprawę Fieschiego mógł wedle wszelkiego prawdopodobieństwa odpowiadać tak, jak był wydrukowane w artykule. Również mógł podobnie starać się zmylić tropy policyi odnośnie do list, znalezionych przy rewizyi w jego mieszkaniu. Co do tego czytamy: „Nigdy nie istniały listy członków stowarzyszenia. Władza jest w błędzie sądząc, że znalazła je u mnie. Są to jeno spisy osób, które zostały polecone do przyjęcia i ja miałem zadecydować dopiero o ich wstąpieniu“. Wskazania nazwisk przywódców nie można nazwać donosem. Cały Paryż wiedział co robią Raisant, Lamieussens, Martin Bernard i Blanqui. Rozróżnienie tych przywódców od osób niższych rangą nie całkiem odpowiada rzeczywistości. Dalej oświadczenie co do zdrady jednego z członków, nazwiskiem Teissier, który był urzędnikiem prefektury policyi,