Odnaleziono dalej autora owego odpisu w osobie byłego sekretarza prezydyum dawnej Izby Parów. Ale na tem się też skończyło. Lalande na śledztwie zeznał, że nie może w żaden sposób przypomnieć sobie jak wyglądał dokument, z którego sporządzał kopię, nie wiedział nawet, czy były to notatki luźne, i kto je pisał, czy przeciwnie był to akt gotowy i przepisany na czysto. Były kanclerz Pasquier także nie dostarczył bliższych informacyj. „Jeśli — mówił — pan Lalande w istocie sporządzał odpis tego akta, prawdopodobnie pisał w swoim gabinecie, przytykającym do mojego. Czyż więc ja mu poleciłem? To bardzo możliwe, ale doprawdy nic a nic nie pamiętam... i twierdzę stanowczo, że w pamięci mej, odnośnie do wyglądu inkryminowanej deklaracyi nie pozostało ni śladu wspomnienia. Nie wiem czy był to oryginał, czy sam był odpisem.“
„Fakty historyczne“ niestety często opierają się na takich przypuszczeniach, „możliwościach“, półsłówkach, zastrzeżeniach, wynikających z użytej w porę wymówki: „nie pamiętam“.
W czasach Blanquiego, żądza wybicia się na powierzchnię, kierowania losami świata nie pozwalała na solidarność wobec wroga, nawet rewolucyonistom tradycyjnie nieskazitelnym, drapującym się w powagę i surowość na wzór spiżowych i marmurowych posągów starożytności. Korzystał z tego nieraz wróg i pęk rózg historycznych rozpadał się na kruche pręty. I tym razem zazdrość, zawiść i łatwowierność dokonały swego, a deklaracya ogłoszona przez Taschereau znalazła wiarę. Z pośród wielu grupujących się niedawno dokoło Blanquiego, przy-