Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/199

Ta strona została przepisana.

do coraz to nowych walk politycznych. Śmierć, łamiąca to przywiązanie zadała cios jedyny, jaki mógł zdruzgotać me serce. Wyznaję to jawnie. Wszystko inne, nie wyłączając trucizny oszczerstwa osuwa się po mnie jak pył uliczny wiatrem miotany. Strzepuję go z ubrania i idę dalej“.
„Obłudnicy, którzyście chcieli przedstawić mnie potworem moralnym, otwórzcie, jak jam to uczynił podwoje waszych domostw, obnażcie swe serca. Cyż śmiecie to uczynić? I cóżby znaleść można pod nikczemną maską hipokryzyi? Brutalizm zmysłowy, przewrotność duszy... nic więcej! Groby pobielane! Podniosę kamienie i okażę światu waszą zgniliznę!“
„To, żem nieugięty rewolucyonista, że żyję poświęceniem dla idei, to was razi, i to ścigacie oszczerstwem. Pragniecie powalić na ziemię bojownika wytrwałego... A sami cóż zrobiliście w ciągu lat czternastu? Gdzie spojrzyć, klęski! W roku 1831 stałem z wami w jednem szeregu, samotnym się na placówce ujrzałem w r. 1839, a teraz, w 48 idę przeciw wam!“
Następuje opis rozlicznych perypetyj działalności od 24 lutego, wahania się ustawicznie, zakusy porozumienia z rządem tymczasowym, bezpłodne narady z Lamartinem 17 i 22 marca, potem puszczenie w obieg fałszywej „deklaracyi“, wreszcie jej publikacya w piśmie Taschereau, a wszystko w reasumpcyi końcowej zamknięte słynną, rzuconą w twarz wrogom obelgą: „ Wstecznicy jesteście nikczemnikami!“.
U spodu afisza widnieje protest opatrzony piędziesięcia podpisami dawnych członków „Societé des Families“ i „Soc. des Saison“. I nie byli to jedyni ludzie. Dnia 1 kwietnia, w sali klubu w Konserwatoryum wrzało wszystko oburzeniem. Jeden gest Blanquiego, a wszyscy