Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/201

Ta strona została przepisana.

świeżyła dawne urazy, nasyciła starą, wiecznie łaknącą zawiść. Powitano ją radośnie. A jednak posiadamy ciekawą enuncyacyę Ludwika Combes w tej sprawie:
„Czy mimoto Barbés był odrazu pewny zdrady Blanquiego, czy może raczej zrazu nie wierzył, a tylko pod wpływem otoczenia, pod sugestyą dawnych, budzących się zawiści skłaniał się zwolna do nieprawdopodobnego przypuszczenia? Oto fakt. Seigneurgens, stary republikanin, pamiętający początki najpierwszych związków tajnych, entuzyastyczny wielbiciel Barbésa, nieco oziębłej usposobiony dla Blanquiego, ale w żadnym razie nie wróg jego, opowiadał mi w Belle-Ile, że spotkawszy Barbésa właśnie w sam dzień publikacyi dokumentu, zapytał go, co myśli o najświeższej, wielkiej senzacyi. Barbés, jak zawsze szczerze oświadczył, iż nie wierzy, by Blanqui miał być zdrajcą. Dodał jeszcze, że nic łatwiejszego, jak sfabrykować taki „dokument“. Seigneurgens zmarł około dwanaście lat temu, ale zaręczam za wierne przytoczenie słów jego. Zresztą nie ulega wątpliwości, że mówił to wielu innym, którzy mogą poświadczyć“.
Jakkolwiek było, faktem jest, że ani Barbés, ani Martin Bernard i ich zwolennicy nie przestali zwalczać przez całe życie Blanquiego. Ankieta ogłoszona w tej sprawie przez zbiorową komisyę klubów, w chaosie ówczesnych wydarzeń nie doprowadziła do niczego i tylko Proudhon, jako referent postawił wniosek pogodzenia się. Skończyło się więc wszystko, a każdy pozostał przy swojem zdaniu. I dopiero później, gdy Blanqui po odsiedzeniu rozlicznych kar więziennych spotkał się z inną, nową generacyą polityczną, oszczerstwo pierzchło, zatarło się, zamgliło, wobec świeżych dowodów bohaterskiego poświęcenia. Ale jad potwarzy wżarł się w jego