Jakże można było kierować taką rewolucyą? Nikt nie przywodził tej armii idącej pod sztandarem śmierci, nie dyktował żywiołowi formuł wybuchu, ni wodza tam nie było, ni komitetu rewolucyjnego. Każda dzielnica sama z siebie dostarczyła swego kotyngentu, ludzie jednego zawodu utworzyli pułk i pułki te walczyły zaraz na miejscu u drzwi domów i pracowni. Organizacya przyszła sama z siebie i bez żadnych wysiłków. Najśmielsi, najbardziej zdecydowani, bez głosowania, bez wyboru, ni protekcyi zostali kapitanami tej armii nędzarzy. Z mozołem szukając pośród rumowiska faktów historycznych, ledwo gdzieniegdzie napotkać można na jakieś nazwisko, obojętne zresztą dla całokształtu rzeczy. Znamy paru z tych, co zwoływali ludzi, kierowali marszami i dawali rozkazy ze szczytu barykad. Na przedmieściu Poissonnière jawi się Legenissel mówca klubowy, Benjamin Laroque literat w okręgu Saint Lazare. Powroźnik Voisambert przywodzi w rue Planche-Mibray, a mechanik Barthêlemy w rue Grange-aux-Belles. Na przedmieściu Saint-Antoine odznaczyli się Pellieu, Marche, Delacollonge, na placu Wogezów mechanik, Racarri w ulicy Thorignych, książę Fouchecourt, dawny gwardzista królewski, w rue de Jouy, Touchard, dawny montaniard, w dzielnicy Saint Paul, kapelusznik Hibruit... a w końcu przy barriere d’ltalie lokator bez zajęcia, Lahr, były artylerzysta i Wapereau, handlarz koni.
Oto nazwiska. Nie mówią nic. Bezimienny bohater, to tłum spragniony życia. Trudno go określić. Jasnych konturów niema, ani czasu swej egzystencyi na ziemi, ani nawet w grobie, wspólnym dole pełnym ciał, jakiemuś podobny żałobnemu korowodowi szaleńców, co z pieśnią rozpaczy dąży ulicami miasta-olbrzyma bez celu, bez nadziei. Oto co się ujawniło w rewolucyi czerwcowej i już nie zniknie nigdy, z powierzchni ziemi.
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/213
Ta strona została przepisana.