Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/214

Ta strona została przepisana.
XCVIII.

Przywódcy niedawni a teraz ofiary, ludzie, którzy znali formułę rewolucyi, mieli w duszy tragedyę rozruchów, klasycy ulic i placów, nie mieli żadnego, ni pośredniego, ni bezpośredniego udziału w zajściach czerwcowych. Zamknięci w Vincennes, wysilali jeno napróżno myśli, wolę swą radziby byli posłać poprzez mury, tam na pole walki, ale nie wiedzieli nawet dobrze co się dzieje. Trudno o ścisłe wieści w więzieniu. Natężywszy słuch, rozeznać mogli jeno szmer głuchy, płynący od strony miasta, ale wnet i ten odgłos znikł wśród rozłogów równi, a więźniom pozostało jeno poczucie bezsiły i świadomość, że znowu jeden wielki okres walk o wolność zamknięty został tym wybuchem, że nastąpi teraz rzeź winnych i niewinnych, a oni sami zostaną skazani na ponowne wytrącenie z pośród żywych.
Nazwiska ich wspominano jednak. Przez cały ów tragiczny tydzień oczekiwano Barbésa, rozeszła się bowiem wieść, że uciekł z więzienia. Żałowano też Blanquiego, żałowały go gorzko masy wierzące instynktownie w jego zmysł organizacyjny, a i on wzajemnie opłakiwał, że traci sposobność wyładowania energii. Nie zabliźniona była jeszcze rana po ciosie skrytobójczym Taschereau, a teraz czuł, że nadchodzą czasy ziszczające mieszczańskie ideały, że w zupełności zatracone zostaną zdobycze roku 48. Miałby był co mścić, gdyby ponury i nieugięty mógł stanąć na czele armii desperatów i straceńców. Ale przeznaczenie chciało, by cały zapał i oburzenie, które tlały w jego duszy, poszły na marne. Do celi zamku w Vincennes, gdzie był zamknięty dobiegło jeno echo kanonady, i huk gromów ostatecznej katastrofy, a niby pomruk dalekiego grzmotu burzy letniej nad-