Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/216

Ta strona została przepisana.

co do powodów jej samego przebiegu i skutków, dalej korowód świadków dowodowych i odwodowych, wyścigi retoryczne adwokatów, prokuratora i prezydenta, dyskusya polityczna oskarżonych ze sędziami, chaos słów, których tragizm miesza się z komizmem wiekuistej głupoty ludzkiej... oto wszystko.
Blanqui i Barbés pobledli, wychudli, to skutek dziewięciomiesięcznego więzienia. Ale energia ich budzi się ze snu w zetknięciu ze sędziami. Dobry, mądry i zdolny polityk Raspail mówi spokojnie, z umiarkowaniem, widocznem jest, że radby godzić, łagodzić i jak najkorzystniej dla współwięźniów zeznawać. Ubrany ceremonialnie we frak przypomina majestatycznego, uczonego i wymownego aptekarza...
Mówi: „My filologowie“... a potem: „Jeśli panowie osądzicie, żem ubliżył republice, rozkażcie, by przyniesiono ołtarz wolności! Chcę w płomienie tlejące na nim włożyć tę oto rękę. Niech spłonie, jeśli sprzeniewierzyła się w czynach nakazom mojej woli. Tak uczynię i błogosławić was będę za wyrok“.
W śledztwie zeznaje: „Kwestya polska, jest mi sprawą poniekąd osobistą“. Ale prawdziwa jego werwa i dowcip południowca przejawia się gdy może złośliwie wmieszać do rozprawy medycynę i lekarzy. Opowiada, że został aresztowany w mieszkaniu syna swego przez legion medyków.
„Patrzymy — mówi — przez okno i oto widzimy 10-ty legion naszej zacnej gwardyi narodowej, jak panowie wiecie składający się niemal całkowicie z bohaterskich uczniów Eskulapa.
„Wsadzono mnie do doróżki — mówi dalej. — Patrzę, a tu na koźle siedzi lekarz“. Jakiś świadek oświadcza, że jest lekarzem, a Raspail zwraca się doń zaraz: