Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/22

Ta strona została przepisana.

cami najsurowszymi. Gdy wszystko zawiedzie, pomaga nieraz cudnym głosem zaśpiewana piosenka patryotyczna. Przychodzi zazwyczaj przebrana za chłopca w cienkiej, krótkiej kamizeli, tzw. karmanioli, drepcąc po śniegu bosemi nogami. Saboty ma w ręku. Boso lepiej biegać. Przynosi jedzenie i zawsze uda jej się przemycić przy tej okazyi dziennik lub list. Wszystko słyszy, wszystko wie i opowiada i jest promieniem słońca, co złoci czarne, osępiałe mury więzienne, powiewem wonnego, ciepłego wiatru w atmosferze śmiertelnego zamrozu, jaki tu panuje. Gdy się zjawi, pierzcha widmo wiecznie otwartej, zbrojnej w zęby stalowe paszczy nienasyconej gilotyny, na twarzach skazańców zjawia się uśmiech.

VII.

W rezultacie wywiązała się z tego u Blanquiego miłość silna i namiętna. Zaraz na drugi dzień po upadku Robespierra, ledwo wyszedłszy z więzienia, Blanqui prosi pani Brionville o rękę jej siotrzenicy i pupilki i zostaje przyjęty. W dniu 17 vendemiaira roku V. odbywa się ślub. On ma wówczas lat 38, ona 16.
Znamy odnośnie do tego faktu opinię najstarszego syna, Adolfa Blanquiego. Znalazłem ją w jego pamiętnik u niedokończonym i nie ogłoszonym drukiem, który zaczyna się w roku 1853, a urywa w dniu śmierci. Podaję ją wiernie. Adolf tłumaczy się i usprawiedliwia z tego, że badał charakter matki i nie waha się zanotować wniosków, do jakich doszedł, ale chociaż sprawia mu to ból, powie wszystko, będzie szczerym „aż do okrucieństwa“, nie oszczędzi swych bliskich w imię prawdy. Zaznaczywszy, że chociaż Zofia Brionville umiała śpie-