Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/227

Ta strona została przepisana.

wpół zniszczone w potyczce. Ale piękną i majestatyczną jest rzeka, snująca się ku morzu szafirową wstęgą, i pięknem jest jasne niebo, tego zakątka. W małym cichym porcie, pewnego ranka, wobec kilku ledwo ciekawych, snujących się tu i owdzie, więzień pod strażą porucznika żandarmeryi ruchomej, Lebruna wsiada na statek żaglowy i odjeżdża do nowego miejsca kary.
Przywódca socyalistyczny i oficer zbrojny od stóp do głowy i bacznie śledzący każdy ruch konwojowanego płyną w dół rzeki, przebywają zatokę Morbihan i wydostają się na pełny ocean. Ale statek nie wpłynął do portu cytadeli, sterczącej na wyspie skalistej. Blanqui ledwo mógł dostrzedz zarysy małej osady, port, płachtę spokojnej wody basenu, prześwietlającej przez las masztów, i białe plamy żagli. Sternikowi polecono przybić w Port Fouquet na północnym wschodzie wyspy, po drugiej stronie przylądka, na którym stoi cytadela. W miarę zbliżania się, gdy statek sunie wzdłuż brzegu, co chwila ukazuje się oczom nowy port, widać sylwetkę żołnierza stojącego na posterunku, tu i owdzie stare reduty porosłe trawnikami, od mchów zrudziałe i rdzy, leżące odwieczne, wielkie kule działowe i same działa porzucone. Patrząc, czujesz, że staczano tu walki krwawe, obmyślano sposoby obrony i zniszczenia jednocześnie, a fale morza niosły daleko grzmot przeciągły armat.

CIV.

Wylądowali u cypla skalnego zamykającego prostokąt Port-Fouquet. Od wody wiodła ścieżka kuta w skale. Poszli nią w górę kilkaset kroków i znaleźli się w domu