Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/231

Ta strona została przepisana.
CVII.

Blanqui zajmował celą czternastą, a Cazavan piętnastą. Obie kaźnie łączyły drzwi, tworząc w ten sposób z więzienia rodzaj pomieszkania. Zresztą nie trudno było o towarzystwo. O pewnej godzinie otwierały się wszystkie drzwi na korytarz, a więźniowie wychodzili swobodnie, składali sobie wzajem wizyty, wolno im było rozmawiać, jeść wspólnie, czytać i palić tytoń... W celi Barbésa, pod liczbą 29, codziennie, o godzinie dozwolonej odbywało się zgromadzenie. Tytoniu było dość, rozmowa ożywiona, koleżeństwo niewzruszone. Cela Barbésa była głównem centrem politycznego życia, tam obradowało zgromadzenie, żywiące złudzenie, iż przechowywa nietkniętą ewangielię rewolucyi.
Blanqui nie miał wstępu do tego przybytku. Ów cień padający od afery z dokumentem Taschereau, chociaż dla najzażartszych wrogów niczem więcej, jak cieniem nie był, wystarczył do obłożenia klątwą człowieka, którego się zresztą i tak zawsze bano, z powodu gryzącej krytyki, jaką do wszystkiego stosował, a bardziej jeszcze z powodu dumnego i tajemniczego zachowania się. Pochwycono tedy czemprędzej ów pretekst i oto klub został odrazu pozbawiony niezmiernie cennego człowieka, który był wprost koniecznym dla przeciwwagi pustej frazeologii, rozgłośnemu patosowi lekkomyślnego i próżnego Barbésa. Ale wynikało już z samego stan u rzeczy, że Blanqui musiał zawsze być odosobnionym w każdej partyi republikańskiej. Wraz z wykształceniem klasycznem przejął też związane z niem tradycye i przez większą część życia pozostał konspiratorem w guście Restauracyi, posługując się nawet formułami, które wówczas stanowiły hasła bojowe i były znakami rozpoznawczymi. Ale w isto-