Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/232

Ta strona została przepisana.

cie rzeczy Blanqui umysłem wyprzedzał o wiele taktyką własnego stronnictwa. Pierwszy z pośród współwyznawców, odgadł, że polityka musi być nauką, podobne mieć formy jak wszelkie innych nauki, i do nauki tej położyć fundamenty z pewników społecznych. Chociaż był człowiekiem czynu, jedyny może posiadał równocześnie zmysł krytyczny, pośród falangi działaczy, którzy nie domyślając się nawet konieczności ujęcia siły w systemat, zadowalniali się tem, że szli mężnie do szturmu, w pewne dni, gdy zapał republikański wezbrał w ich bohaterskich sercach, a naiwne mózgi osłoniła krwawa mgła upojenia wojowniczego.
W takiem środowisku, dużo czasu upłynąć musiało nim ktoś się spostrzegł, że Blanqui, poza przywodzeniem na barykadzie i wyłamywaniem bruku zdolny jest do czegoś więcej jeszcze. Nie wiedziano, że jest pilnym i bystrym badaczem walki sprzecznych interesów, nurtujących w społeczeństwie, znawcą ludzi, spoglądających na nich z pewnego rodzaju pogardą, a więc zimnym i niedowierzającym, wreszcie uczonym, praktykiem, który zna Francyę, jak znaćby ją powinien minister spraw wewnętrzych, a który zarazem, jak przystało na ministra spraw zagranicznych zna całą Europę. Toteż mimo wszystko, z bezprzykładną wiernością stało przy nim kilku ludzi, a ludzie ci wierzyli niezachwianie, że on jest właśnie owym utajonym, wielkim mężem stanu przyszłości, upragnionym, wyczekiwanym organizatorem wielkiej rewolucyi socyalnej. Ludzie ci zdolni byli stawić czoło wszystkiemu, a nie wszyscy byli nawet wtajemniczeni w jego plany. Wielu nie wiedząc nic zgoła, czuło cześć głęboką dla jego umysłu i ślepo ufało sile. Ale w roku 1851 nie wielu ich było w więzieniu Belle-Ile-en-Mer. Później dopiero, za cesarstwa miała się rozróść i wzmódz na sile