Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/248

Ta strona została przepisana.

było można, że pas morza, dzielący wyspą od lądu, był wąski, że ciągle pełno tam było statków, a prócz tego regularnie krążyły tu rządowe parowce komunikacyjne, linii Belle-Ile-Auray, -Guiberon, -Houat! -Hoedik. Zresztą i tak trzebaby wydostać się z terytoryum francuskiego, opłynąć wyspę i znaleźć się na południowym jej brzegu czyż więc nie lepiej odrazu tam się zwrócić?
W pobliżu miejscowości Sauzon, na północno-wschodnim brzegu, sześć kilometrów od „pałacu“, ludność jest rzadsza, ale sytuacya geograficzna tasama. Podobne trudności są po stronie Locmarii, bo i tutaj pas wody dzielący od lądu jest zbyt wąski i nadto uczęszczany. Znacznie lepsze widoki daje brzeg południowy, a zwłaszcza cypel południowo-wschodni tam, gdzie znajduje się tzw. „morze dzikie“ (Mer Sauvage). Najsposobniejszym dla celów ucieczki jest Port Goulphar, cicha, pewna przystań, gdzie zawsze pełno małych, niepozornych łódek miejscowych rybaków i pilotów, których burza zaskoczyła w drodze powrotnej do domu po dziennej pracy. Cicho tam, woda głęboka, prądów żadnych, stamtąd więc wypadnie ruszyć.
Blanqui i Cazavan domyślali się tego wszystkiego raczej, niźli wiedzieli. Cóż znaczy w takim razie mapa i książka? Informacyi lepszych dostarczyła im dopiero pani Blanqui, która późną jesienią 1852 przybyła na Belle-Ile. Matka Blanquiego miała już wówczas 75 lat. Przywiozła ze sobą wnuka, chłopca piętnastoletniego i pierwszy to raz syn i ojciec mogli z sobą pomówić seryo.

CXIII.

Pani Blanqui zeszła pieszo całą wyspę, począwszy od „pałacu* do Sauzon, Bangor, i Locmaria. Towarzy-