Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/266

Ta strona została przepisana.

łakomym był też na mleko i owoce. Mleka miał tu ilość dostateczną, choć pewnie jakość nie musiała być nadzwyczajna, owoców, trudno było zazwyczaj dostać, zjawiały się rzadko i skutkiem specyalnego zbiegu okoliczności. W Belle-Ile dojrzewają wprawdzie owoce w osłonionych od wiatru murami ogrodach, ale są one dostępne jeno wybrańcom losu, lub znajomym właścicieli. Blanqui poprzestawać musiał tedy na tem, co mu od czasu do czasu przysłała matka, i siostry, otaczające go wciąż czułą opieką.
W końcu ustaliła się opinia co do Blanquiego. Powiedziano, że jestto osobistość dziwna, maniak, niepojęta istota, pełna podejrzliwości, ironii i nienawiści. I było w tem nieco prawdy. Nie mógł innych żywić uczuć do otoczenia, w którem przeczuwał samych wrogów, domyślał się nienawiści i podstępu, musiał unikać zastawionych sideł, a nawet strzedz się, by go nie otruto.

CXXIII.

Oto co pisze Blanqui dnia 6 października 1853 r.:
„Dzisiaj już nie żyję pośród więźniów politycznych, buntowników osadzonych w cytadeli, otacza mnie gromada ludzi zgnębionych słabych wypatrujących oczy w stronę Paryża, skąd nadpłynąć ma łaska cesarska. Nieprzejednanych mało, bardzo mało!“
Ale mówiąc o nastroju mas i sytuacyi jaką cesarstwo wytworzyło we Francyi, wyraża nadzieję, że naród się zbudzi i powstanie.
W tym to właśnie czasie, około listopada 1853, miało miejsce jeszcze jedno zajście Blanquiego z Barbósem. Przy okazyi zakładania składkowej biblioteki