Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/272

Ta strona została przepisana.

i oglądań się wstecz na to, co było niegdyś utworzył sobie więzień świat cudny, pociągający barwami tęczy.

CXXVI.

Z listu Blanquiego, pisanego dnia 30 października 1857 roku, do przyjaciela, pewnego adwokata w Brukseli dowiadujemy się o losach rodziny jego. Jeden z braci, Gustaw Henryk zmarł w Cayenne 5 września 1856 roku. Matka mieszka pod ten czas w Paryżu, w dzielnicy St. Antoine, przy ulicy ontreuil 110. Od czasu zamknięcia w Saint Michel, ledwo cztery, czy pięć razy zdołała odwiedzić syna.
Nareszcie dnia 1 grudnia 1857, prawie w trzy lata po próbie ucieczki, po 7 latach niewoli w Belle-Ile, Blanqui został wypuszczony z cytadeli. Wraz z 31 innymi, pośród których znajdywał się też Delescluze, został przewieziony na Korsykę.
Podróż trwała ośmnaście dni, z czego dziesięć dni spędził więzień na morzu, cztery w dokach Kadyksu, gdzie ładowano węgiel, trzy w porcie Ajaccio i wreszcie cały dzień wieziono go z Ajaccio do Corte.
Głównem wydarzeniem podczas tej przeprawy była burza, trwająca trzydzieści sześć godzin, gdy okręt wpłynął na wody zatoki Gaskońskiej. Ale mimoto Blanqui czuł się zdrowszym, poweselał, rozpogodził się, z roskoszą wdychiwał lekkie, obfite w wilgoć powietrze oceanu. Pisze o tem z humorem i dodaje w końcu listu uwagę, że nawet żołądek jego, z natury kapryśny i bardzo nadwyrężony przyszedł do siebie do tego stopnia, że trawi stary tłuszcz, z jakim tu na statku przyrządzają potrawy. Nie tak dobrze posłużył mu pobyt w za-