Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/277

Ta strona została przepisana.

woli, o nie, raczej nowa katorga, jak zaparcie się swego ja, skazanie swego umysłu na śmierć. Posmutniał tedy bardziej jeszcze, ale myśl wyboru nie tknęła go wcale. Pozostał biedny i wolny.
Przyczyny smutku były, jak widzimy rozliczne. Jednej z nich zwłaszcza nie ukrywał Blanqui wcale. Oto powierzył komuś z rodziny, podczas odwiedzin, wszystkie swe papiery, notatki, artykuły porozpoczynane i gotowe. Był to owoc pracy w Mont-Saint-Michel. Wszystko to spalił brat Blanquiego, Hieronim z rozkazu umierającej matki w jej oczach, na kominku w jej sypialni. Nie wiadomo, co ją do tego skłoniło? Obawa rewizyi policyjnej, strach o syna, czy wreszcie może był to wybuch ostatni instynktów dyktatorskich wobec dzieci. Jak ojciec był zawsze słaby i chwiejny, tak ona posiadała wiele energii, była gwałtowna, nieugięta, nieposkromiona. W całem tego słowa znaczeniu, panowała u siebie w domu, zwalczała ciągle opór, teroryzowała dzieci i nie pogardzała nawet zasadą: divide et impera, tak często przez panujących stosowaną. August Blanqui posiadał tę samą siłę niezłomną, ale, rzecz dziwna, jeno w zakresie intelektualnym, jeno w sferze ducha, a więc w polityce, której się oddał cały. W stosunku do życia osobniczego, pełen był rezygnacyi jak ojciec, nie żalił się tylko, jak on i nie protestował. Podobnie też dobrym był i łagodnym w stosunkach rodzinnych i umiał kochać długo i szczerze. Nie przeczy temu nawet fakt zerwania stosunków z Adolfem. Winną tu była jeno polityka, przyczyną tego była walka dwu poglądów, walka społeczna.
Wróciwszy z Afryki dowiedział się o zniszczeniu papierów. Biedny, głuchy Hieronim nie słyszał nawet jego wymówek, a siostry bezradne patrzyły jak chodził