bieganinę po ścieżkach urwistych. Ruszają w świat. Decydują się przejść most, wiedzą już z książek, że ta płynąca woda, wysychająca niemal całkiem w lecie, a przelewająca się za brzegi i zbałwaniona zimą, zaniosłaby ich do morza śródziemnego, które tak jest rozległe, tak szafirowe, usiane białymi żaglami okrętów, przemykających po falach, zataczających łuki, kierujących się kędyś daleko, ku wschodowi. Odkrywają co dnia nowe przesmyki, bruk miasteczka został daleko, spinają się ścieżkami, wstępują po olbrzymich kamiennych schodach i nagle wpadają w zachwyt. Otoczyły ich góry, objęło powietrze wyżyn. Roztacza się wokół panorama. Połoniny zielone staczające się w dół po uboczach, szczyty okryte śniegiem bieleją, a dal przysłonięta szafirową i czerwoną mgłą.
Dotychczas dzieci żyły wśród roślinności nizin, winorośli i figowców. Oczy ich olśniewa ta nieznana kraina, pełna refleksów zielonego światła, gdzie we fioletowym gruncie tkwią czarne sosny. Potem doznają ukojenia i wydaje im się, że zapadły w wielkie głębie morskie, w wodę przejrzystą i zimną. Ale niema ta woda gęstości zwyczajnej i ciężaru, to powietrze lekkie, subtelne, tchnące ostrą i miodową zarazem wonią żywic. Kasztany grubopienne o tęgich węzłowatych konarach, zda się wymachują rękami i o czemś chciałyby przekonać łagodne drzewa szpilkowe o ramionach nieruchomych, prosto wyciągniętych, a ziemia usłana kasztanami w zielonych kolczastych łupinach i najeżonemi szyszkami. Hebanowce, okryte żółtymi kwiatami, odcinają się jaskrawem i plamami od zieleni. Pyłek nasienny unosi się w obłokach pośród gałęzi drzew szpilkowych i powoli spływa na ziemię, by deszcz siarczysty. W miarę wdzierania się coraz wyżej, dzieci odkrywają coraz to inne cuda, oddychają inną wonią, widzą cisy o jasno czerwonych owo-
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/29
Ta strona została przepisana.