„Nie należę do tych — mawiał — którzy twierdzą, iż rozwój idzie własnym rozpędem, bez woli ludzkiej i aż społeczeństwo nie może się cofnąć ku formom życie przezwyciężonym. Przeciwnie, twierdzę, że zło jest winą ludzką, i nie należy tego składać na fatalizm. Zło, nawet pokonane, każdej chwili może wziąć górę. Nie, nie istnieje fatalizm. Gdyby istniał, to dzieje tego świata, które budują się ciągle z upływających chwil i godzin, byłyby już gdzieś gotowe, napisane....“
Często sprawiedliwe, ale także często dziwne wydaje opinie o dziełach i ich twórcach. Naprawdę, zajmuje go jeno polityka, nauki przyrodnicze i filozofia z niemi związana. Pozatem podziwia styl Veuillota, Teofila Gauthier, pełen jest pobłażania dla pani George Sand, mówi o Baudelairze, że jest czysto epicznym i specyalistą w zakresie rzeczy strasznych, i wreszcie zachwycając się stylem „Historyi Żyrondystów“, nazywa Lamartina publicystą „bez stosu pacierzowego“. Obok tego ma za złe Balzakowi, i wymawia mu to często, że podburzył ludzi na ludzi i dał w rękę każdemu broń niebezpieczną, że rzucił oszczerstwo na rodzaj ludzki. Dziw nie brzmi ten zarzut w ustach jasnowidzącego na polu polityki i wojowniczego Blanqniego. A na koniec oburza się na tegoż autora, że całym jego ideałem był pieniądz. Nie poznał się więc na tem, że Balzak opisał krwawą kronikę pieniądza, i odwrócił się od niego, natomiast za pierwszego romansopisarza epoki uznając Pawła de Kock.
Dowiadujemy się też to i owo z zakresu polityki. W roku 1830 Blanqui był studentem prawa i mieszkał