łem, że trzeba wystąpić zbrojnie 12 maja i ponieważ mi się to wydało nie cierpiącą zwłoki koniecznością, posłałem po Barbésa. Przyjechał, ale wszyscy wiedzą, że omal życiem nie przypłacił tego przyjazdu, przezemnie spowodowanego. I tego nie mógł mi już darować.“
„Dawniej, nigdybym nie był wpadł na coś podobnego, ale dziś, znam dostatecznie serce ludzkie, by być pewnym, że prawdą jest to co opowiadam.
Wówczas Teofil Silvestre rzekł Blanquiemu:
„Wobec tego, Barbés jest konspiratorem wbrew swojej woli. Sądzę, że zasługi jego są jeno tem większe.“
„Nie inaczej, — odparł Blanqui — toteż został za to wynagrodzony przydomkiem „Bayarda demokracyi“.
I ile razy w ciągu całego życia Blanquiego ktośkolwiek poruszył w rozmowie sprawy roku 1839 i wspomniał imię Barbésa, Blanqui nie omieszkał nigdy dodać z uśmiechem: „Ach ten lojalny Barbés... nie znałem przez całe życie większego odeń kłamcy!“
Z obowiązku sprawozdawcy notujemy tutaj wszystkie owe ataki i całą obronę, choć cała sprawa przeminęła, a bojownicy pomarli. Czynimy to także dla pogodzenia ich duchów, które dotąd zdają się toczyć bój w omrocznych dalach historyi, w pozagrobowych przestworzach, w pamięci ludzkiej.
Prawdziwym, istotnym powodem tego przejawu, iż tylu demokratów i rewolucyonistów pałało nienawiścią do Blanquiego i to w tak różnych epokach, — jest jego przewaga umysłowa. Wszyscy inni mimo wielu dobrych stron, niezaprzeczonego poświęcenia, bezinteresowności,