Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/301

Ta strona została przepisana.

lów, papieża i obcych burzycieli. Tylko na tem się na razie skończyło, bo prawdziwy książę, sam lud włoski nie powstał jeszcze, by skończyć dzieło. Społeczeństwa żyją tak powoli....
Blanqui przesiadujący u Św. Pelagii pojął ów rys konieczności nieuniknionej, konieczności następstwa faktów, jaki się daje odczuć w dziele wielkiego Włocha i dlatego cała ta polityka tajemnic, gwałtów, nieprzebierania w środkach, byle prowadziły do celu szybko i pewnie, przez oddal trzech wieków znalazły w nim echo. Wiedział przecież, że ponieważ już odbyła się rewolucya, zamknięto bilans filozoficzny i historyczny przeszłości, przeto dziś, jak mu to przedstawiał jasno jego umysł proroczy w rzeczach polityki, cała kwestya sprowadza się do wychowania nowego księcia, do wytworzenia człowieka. Teraz widzi to jasno i przy każdej sposobności powtarza do ostatnich chwil swego życia. A jednak, jednak mimo wszystko, przeciw Francuzowi, Blanquiemu, myślącemu ewolucyjnie, człowiekowi spółczesnemu, o niezwykłej inteligencyi i zdolności ironizowania, powstaje od czasu do czasu Blanqui inny stary, uzbrojony w sztylet Włoch z Florencyi, czy Wenecyi, wierzący w ciemne, zawikłane plany i powodzenie dzieł ogromnych, osiągniętych przez krwawy spisek.

CXXXVIII.

I ten to Blanqui, zamknięty w sobie, despotyczny niedowierzający, sam poniekąd stał się tajemniczym księciem demokracyi, który nie odpowiadał na zapytania, pogardliwe robił miny, nadawał swej partyi ton mistyczny, machiawelski, podejrzywał najbardziej oddanych