Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/312

Ta strona została przepisana.

Nie wyczerpany jest, gdy mówi o Ojcu Gratrym i jego astronomii. Wówczas zdanie jego staje się krótkie, słowa ostre i trafne, jak strzały wbijające się w sylogizmy teologiczne zakonnika. Ale autor ten ma na Blanquiego wpływ, nawet swoje pojęcie Boga zdołał mu na chwilę wszczepić, tylko, że jestto:
„Bóstwo-maszyna, Bóg-siła motoryczna, Bóg odarty z cech i niepotrzebny zgoła, Bóg ateisty“.
I tak to rozumuje zakonnik. Straszliwy znak czasu.
Blanqui w zakończeniu ofiarowuje fotel w Akademii Umiejętności prostaczkowi, który umiał jednak takim być prorokiem.
„Idź tedy — mówi Blanqui — i nie grzesz więcej. Nie łap dwu srok za ogon, nie pij herbaty u pani Gibon i nie zapominaj o pielgrzymce do Jeruzalem. W Imię Ojca, Syna i Ducha Świętego proklamuję cię największym niewiniątkiem tego wieku. Amen!“
Wydaje się, jakbyśmy słyszeli Voltaira, ale nowy ten Voltaire uczył się pilnie przez całe stulecie i wzmógł się na siłach.

CXLIII.

Nie mógł być trwałym żywot czasopisma Blanquiego, zostało też zawieszone i posypały się kary, przeważnie po miesiącu więzienia opiewające, a to za ogłaszanie rozpraw z zakresu ekonomii politycznej bez upoważnienia i kaucyi. Pismo było, po pierwsze zgłoszone inaczej co do treści swej, miało zajmować się rozstrząsaniem kwestyj religijnych, a po drugie, ponieważ obraziło „kult uznany przez państwo przeto przestało po ośmiu numerach istnieć.
Blanqui przekonał się, że niepodobna działać sku-