Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/323

Ta strona została przepisana.

mieszkania, szczegółów życia prywatnego, nawet wówczas, gdy sekret taki nakazywało własne jego bezpieczeństwo.
Zrazu, po podróży do Szwajcaryi przebywał w Brukseli i żył spokojnie zdala od zgiełku, polityki, dyskussyj z przeciwnikami. Widywał się z kilku jeno przyjaciółmi i był skąpy w objawach sympatyi. Potem, jak gdyby nigdy nic nie zaszło, mimo ustawy o „bezpieczeństwie publicznem“ wracał raz po raz do Paryża, może w celu porozumienia się lepszego ze swymi stronnikami, uznawszy listy za niedostateczne w chwili, gdy zbiera się na coś poważniejszego, a może jeno pędzony tęsknotą za krajem i powietrzem paryskiem.
Z Brukseli obserwował Blanqui wyczerpanie europejskie roku 1866 i apoteozę cesarstwa w roku 1867, słyszał też ostrzegawczy grzmot, katastrofę meksykańską, która się wydarzyła w pełni wystawy światowej. Upadek nadchodził szybko, można go już było spostrzedz. Dostatki i pomyślność doszły do granic ostatecznych, pieniądze napływały do cesarstwa, które korzystało z nowych warunków ekonomicznych, mnożących się z dnia na dzień wynalazków w zakresie budowy maszyn, zakładanych coraz to innych linij kolejowych, rozkwitu przemysłu. Ale jednocześnie szerzył się syty optymizm, beztroskie zadowolenie, lekkomyślność i złowrogie zamiłowanie roskoszy, co poprzedza zawsze katastrofę. Ktokolwiek pomyślał choćby przez chwilę, musiał dojść do pewności, że ucztę przerwie kataklizm i stronnicy rewolucyi, wierzący, że tą drogą Francya odzyska swą republikańską formę rządu, z niecierpliwością wyczekiwali walnej bitwy, któraby unicestwiła cały ten groźny i pasorzytniczy imperyalizm.
Nareszcie zdawało się, iż budzi się świadomość,