Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/325

Ta strona została przepisana.

kradając się tylnemi wejściami w gmach imperyalizmu, z rozwagą i wprawą godną podziwu. Pod Paryżem widocznym dla wszystkich, objętym uciechami, połyskującymi iluminacyami, hałaśliwym i rozgadanym, spał inny Paryż. Myślano, że umarł, ale teraz właśnie ta moc ogromna zbudziła się ze snu, poczęła skłębiać w sobie, skupiać, gotować do wybuchu. Budzi się Paryż rewowolucyjny, republikański, odżywa i przypomina swą racyę bytu, cel swego istnienia. Trzeba było piętnastu lat nędzy i katowań, by tchnąć w nowe pokolenia robotników, nie już nadzieję w powodzenie, ale samą wolę zaprowadzania jakichś zmian w ustroju społecznym. Tym razem jednak na widownię występuje uświadomiona klasa społeczna, jest to ruch oparty na jasnych postulatach ekonomicznych. Nareszcie poskutkowały nauczki, jakich los nie szczędził ludowcom, upojonym wiarą w dobrą wolę i pomoc ludzi stojących u steru i bogaczy. Filozofia pozytywna i literatura ożywiona duchem prawdy bezwzględnej, stworzyły atmosferę realistyczną, która ogarnęła wszystkich. Tak mówiono, tak pisały dzienniki. Romantyzm dobiegł kresu swego rozwoju, zabłysnął szeroką łuną w dziełach Wiktora Hugo i poetach „Wschodu“, a koroną jego są „Nędzarze“. Teraz wszystka energia i myśl cała większości skierowane są do zdobycia jutra, do czynu.
Tak sądziła większość, a mniejszość baw iła się, spacerowała po bulwarach, zapełniała teatry, areny wyścigowe, pokładała się od śmiechu, czytając satyryczne kroniki Rocheforta. Nie spostrzegali oni oznak, aż nadto widocznych, rozkładu i niewiele sobie robili z filozofii i literatury. I trudno było sobie wyobrazić, by ci „wybrańcy losu“ mieli się domyślać, że w Paryżu, owym oceanie hałaśliwym życia, regularnej, codziennej pracy,