na Blanquiego, by dał hasło rozpoczęcia. Jest teraz, z końcem roku 1868, ośmiuset spiskowców, porozstawianych nawet w różnych punktach dziesiątkami, pięćdziesiątkami i setkami. Nocą, na wzgórzu Montmartre, od strony bulwarów zewnętrznych odbywały się teraz nawet prawdziwe wojskowe ćwiczenia, próby koncentracyi, podchodzeń, rozsypywania się. Na owych 800, jednak ledwo stu posiadało broń. Pozostali 700 mieli bezpośrednio po wybuchu ruszyć na większy skład broni. Ale zwykły sklep nie byłby wystarczył, mieli przeto polecone wziąć szturmem jednę z kasarń. Oczywiście pojawiły się różne plany, jedni radzili iść wprost na prefekturę, potem na ratusz, zająwszy kasarnię księcia Eugeniusza w dzielnicy Temple. I w armii dawało się też czuć wrzenie. Nie było legendą, ale faktem, że blanquiści sięgnęli swą agitacyą w armię, porozumieli się z podoficerami i rzucili tam posiew onego dnia, w którymby armia i lud porwały się razem i weszły do Tuilleryów.
Ale pojawił się też jeden projekt, do którego zdawał się wielką wagę przywiązywać Blanqui. Szło o zajęcie fortu Vincennes i trzymanie się tak długo, ażby się ruszył lud paryski. Istniały już pewne stosunki z żołnierzami, a Jaclard podjął się pracować dalej gorliwie i porozumieć się z demokratycznie usposobionymi oficerami. W tym celu chciał zamieszkać w pobliżu, zżyć się z nimi. Blanqui na to wszystko spytał: „Jak długo potrwają te prace wstępne?“ — „Półroku“ — odpowiedział Jaclard. „To za długo“ — rzekł Blanqui i projekt upadł na razie.
W ten sposób Blanqui ostrzegał, badał, kierował, wreszcie powstrzymywał rozgorączkowanych, mając na celu nie efemeryczny jakiś sukces, ale chcąc dać pochop do istotnej zmiany formy rządu do przywrócenia republiki.
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/332
Ta strona została przepisana.