Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/334

Ta strona została przepisana.

w niechęć, może nawet wybuch uczuć wrogich. Lepiej jego zdaniem, wykorzystać jakiś dany nastrój, porwać za sobą ludzi już poniekąd przysposobionych, oczekujących czegoś wielkiego. Blanqui słuchał z wielką uwagą, Jaclard mówił długo, szeroko rozwodząc się nad kwestyami strategicznemi, obliczając odległości, aż wreszcie skończyło się sporem dość żywym z doktorem Lacambre, czemu położył kres Blanqui, dając Jaclardowi rendez-vous na dzień następcy na Place du Château d’Eau, naprzeciwko kasarni księcia Eugeniusza.
Spotkali się tam istotnie i Blanqui oświadczył Jaclardowi, że uznaje słuszność jego zarzutów i całe przedsięwzięcie zostaje odłożone. Jaclard pragnął dowiedzieć się czegoś więcej, ale Blanqui, jak zawsze w podobnych razach nie odpowiadał wcale i zdawał się być Hamletem cichym i rozmarzonym, obliczającym cały ogrom zadania i zadumanym nad swym losem.

CLIII.

Nie wyrzekł się jednak wszystkiego, na to był zbyt rozważny i wytrwały. Tylko w miarę przybywania lat coraz lepiej zdawał sobie sprawę z trudności, czuł wyraźniej dysharmonię między lotem myśli, co wszystko wyprzedza, a mozolnym ruchem społeczeństwa kroczącego zawsze w tyle i całą siłę woli wytężył w kierunku zmienienia ustroju i sposobu myślenia mas. Wszystkie jego dzieła noszą niezatartą cechę tych usiłowań. A właśnie teraz, w owym najcichszym, najpewniejszym okresie życia uświadamia sobie wiele kwestyj, które go zdawna trapiły i pracuje nad rzeczą dłuższą z zakresu ekonomii politycznej pt.: „Kapitał i praca“, gdzie jeden