niu Izby dnia 9 sierpnia w atakach na gabinet Oliviera. Tłumy na placu Zgody niecierpliwiły się, gniewał je widok tych wszystkich żołnierzy, woltyżerów i gwardzistów zgromadzonych w Tuilleryach, tych lansierów, żuawów i liniowców ustawionych u skraju mostu przed Izbą, których daremnie wysyłano na granice państwa, nie po zwycięstwa.
W Izbie, deputowany Juliusz Favre wraz ze swymi zwolennikami argumenty tak dosadne dnia tego przeciw cesarstwu wytoczyli, że większość niepewna co czynić, niemal bezwiednie obaliła gabinet i oto Olivier musiał się wynosić, a gdy przechodził placem Zgody dostrzegł go Juliusz Simon i wskazał tłumom, którego go obsypały obelgami. Rozlegały się długo okrzyki to dzikie, to radosne gwizdania, to znów oklaski, ale obserwatorom pilnym, jakimi byli obecni przyjaciele Blanquiego wydało się, że właśnie dzień 9 sierpnia mógłby był być decydującym, że wystarczył okrzyk rzucony w tłum przez kogoś śmielszego, jakiś odważny czyn jednostki, a cała ta masa byłaby runęła na Tuillerye i „Pałac Prawodawstwa“, by razem z gabinetem cesarskim, jemu samemu i jego rządom koniec położyć. Ale nie skorzystano z chwili i wielu żałowało potem. A wiemy dziś, jaki niezmierny wpływ na późniejsze losy Francyi miałby był akt woli ludu objawionej dnia tego, kategorycznie i niedwnznacznie.
Sposobność coprawda nadarzyć się mogła nazajutrz, albo za tydzień. Tłum raz nawykłszy do gromadzenia się w wielkich masach zostaje temu obyczajowi długo wiernym. Mała armia blanqustów, pałając ciągle tą samą żądzą walki, domagała się sygnału rozpoczęcia akcyi zaczepnej, a kierownicy jej nie wyrzekli się opanowania fortu Vincennes. Postanowiono bądź co
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/341
Ta strona została przepisana.