Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/36

Ta strona została przepisana.

mentu Eure-et-Loire i zawierał wiadomość o śmierci jednej z ciotek mojej matki. Matka odziedziczyła znaczną część majątku zmarłej, a ojca wzywał sąd, by przyjechał podjąć go jej imieniem. W końcu była wzmianka odnośnie do inwentarza, z której dowiedzieliśmy się, że pozostało wiele cennych mebli, srebra stołowe, tabakierki złote, kosztowne koronki i bielizna znacznej wartości. Samą posiadłość stanowił dom mieszkalny nazwany „pałacem Grandmont“ otoczony parkiem obmurowanym wokoło, oraz pola uprawne.
Ojciec pojechał sam. Chciał sobie zdać jasno sprawę ze stanu rzeczy, pojechał tedy do Chartres, zamieszkał na poddaszu, wytoczył proces jednemu z współspadkobierców, wygrał go, a wobec tego inni wspólnicy odstąpili od pretensyi, tak, że cały majątek przypadł nam teraz w udziale. Trwało to kilka miesięcy i dopiero gdy się wszystko skończyło ruszyła w drogę pani Blanqui z młodszym synem i jedną z córek. Reszta rodziny ściągnęła nieco później pod opieką pani Brionville, która od śmierci swego męża przemieszkiwała u Blanquich w Puget-Théniers.
Podróż trwała trzynaście dni, była męcząca, bo trzeba było jechać dyliżansem, a wesołego w niej było niewiele, bo znaczna część drogi odbywała się okolicami nawiedzonemi wojną. Mijano w si popalone, i pola bitew usiane mogiłami poległych“.
Adolf pierwszy pospiesza do ojca do Aunay-sous-Auneau. Oto co pisze o tem:
„Było około dziewiątej wieczór gdym znalazł się nareszcie przy moim drogim ojca, na owym folwarku, który mu się zdobyć udało. Oczekiwał mnie z utęsknieniem wielkiem i nader skromną kolacyą. Zamiast rozgospodarować się w jednym z licznych pokojów, którym