podpisać kapitulacyę, równającą się najwyższej hańbie i zagładzie państwa“.
Nie podobna było sformułować jaśniej sytuacyi, dać lepszego hasła. Człowiek samotny streszcza myśli ogółu, ale ten ogół nie spostrzega tego nawet. Samotnika otacza szeroki pierścień obojętności i niewiary i kroczy on dalej sam przez tę pustkę, bo taki już jego los.
Nazajutrz ukazuje się numer „La patrie en danger, zawierający tekst deklaracyi i zaraz poniżej artykuł Blanquiego „Obrona Paryża“. Autor bez wstępu rozpatrywać poczyna fakty, kreśli sytuacyę, jak a dziś istnieje po tylu klęskach, szczegółowo opisuje ruch naprzód wojsk pruskich i dochodzi do wniosku, że Paryż równie nie jest nie do zdobycia, jak nie była niezwyciężoną armia francuska.
W artykule czuć drżenie serca, gorące pragnienie, by go wszyscy usłyszeli i pojęli, zdania jego krótkie i świadczą, iż nie cierpi deklamacyj, rozwodzeń się szerokich, słów wielu, w których mnóstwie zazwyczaj skrywa się miłość własna. Idzie mu o broń i męstwo. Z nadzwyczajną, niepojętą wprost jasnością, starzec ten, któremu życie upłynęło w więzieniu, nad książkami i atlasami jeno, ocenia sytuacyę i gdy mówi o sztuce wojennej widać ze słów jego, że pilnie śledził tok wojen ostatnich i badał szczegółowo teren bojów najbliższej przyszłości. Podobnie, jak w zakresie kwestyj politycznych miał Blanqui dużo wspólnych cech z Machiavellim i Richelieum, posiadał w kwestyach wojskowych dar pochwycenia jednocześnie ogółu spraw i wszystkich od-