Trochu, zły stan uzbrojenia, powolność robót wszelkich, pojawienie się w rządzie daleko wcześniejsze idei zawieszenia broni, jak obrony i w rezultacie obawa, że po Metzu przyjdzie kolej na Paryż.
Tym razem podniosły się głosy oburzenia, dyskusye, poczęły odzywać się okrzyki czytających afisz, ulica zawrzała gniewem. Były to zwiastuny burzy.
Dnia 31 października merowie zjawili się w ratuszu i gabinecie mera Paryża, Stefana Arago i zdali mu sprawę ze stanu rzeczy, prosząc o radę jakąś, by uspokoić umysły i to natychmiast. Przyszli po raz pierwszy o 10-tej, zjawili się ponownie o 1-szej. Wszyscy wyrażali obawę, że przedmieścia rzucą się na ratusz, wszyscy oświadczali zgodnie, że nieuniknionem jest rozpisanie wyborów municypalnych, poddanie pod sąd sprawy ze wsią Bourget i ukaranie winnych, a wreszcie sformowanie bezzwłoczne batalionów liniowych i wydanie wrogom walnej bitwy. Mer Paryża i jego doradcy poszli przedłożyć to wszystko rządowi zebranemu w sąsiedniej sali. Czas naglił. Wrzawa rosła z każdą chwilą, tłumy mogły się porwać do powstania.
Było już nawet zapóźno. Podczas gdy roztrząsano punkt po punkcie żądania merów, masy ludności nadciągnęły, wyłamały drzwi i zalały ratusz.
Czem były te tłumy, długo rozważać nie trzeba. Nie ulega kwestyi, iż było to pogotowie przejawionej