wietrze i odrazu z jednej strony gwardziści, z drugiej tyralierzy poczęli się cofać, a Blanqui, pozostawszy sam pomiędzy nimi, podniósł głos i zaklinał obie strony, by nie wszczynali bójek i nie rozlewali krwi bratniej. Usłuchano go, wszystko się wyjaśniło i Blanqui pod oskorta wróciwszy do sali obrad, zajął swe miejsce.
Znalazł się wiąc Blanqui za stołem obok Flourensa, Délescluza, Millièra, Ranviera i Mottu. Poczęli obradować. Sytuacya przedstawiała się mniej więcej tak:
Członków dawnego rządu, którzy nie wymknęli się z gen. Trochu, przytrzymano pod strażą. Manifestacye w całem mieście ustały. Ni jeden batalion przedmiejski się już więcej nie pokazał, a te, które przyszły przedtem, wróciły do domów. Plac de Grève, przed chwilą pusty, począł od niedawna, ale stale napełniać się tłumami. Ulicami Rivoli i przez skwery poczęły napływać bataliony gen. Trochu i niebawem otoczyły ratusz. Ferry znalazł się pod drzwiami sali St. Jean na czele batalionu 106, z którym powrócił odprowadzony Trochu do domu. Niedługo, przewidzieć było łatwo, — gwardya, będąca wewnątrz połączy się z batalionami na placu i ratusz zostanie odbity. Trzeba było robić wobec tego, co się dało.
Dorian obrany pośrednikiem zgodził się na wybory do municypium na dzień następny, to jest wtorek, zaś na wybór nowego rządu tymczasowego we środę. Délescluze postawił wniosek, by przyjąć to do wiadomości i oczekiwać rezultatu wyborów. Blanqui odczytał odezwę do ludności paryskiej, zawierającą oświadczenie, że