Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/404

Ta strona została przepisana.

na napływ ludności, zaś na jutro na legalne środki wyborcze. Ale ludność nie objawiła dość wyraźnie swej woli.
Było niezmiernie łatwo potem przedrwiwać ludzi, którzy skrytykowawszy naprzód akcyę obronną rządu, potem nie potrafili się nawet utrzymać na zdobytem stanowisku kierowników. Toteż pozwolono sobie na różne żarty i ordynarne porównania. Łatwo jednak zrozumieć że ludzie wyniesieni jakimś ruchem na pewną wysokość, gdy ruch ten ustanie i zmieni się upaść muszą niechybnie. Trzeba przypływu żeby statek wypłynął na pełne morze. Toteż wszystkie wysiłki Blanquiego były daremne. Widział sytuacyę, potrafił znaleść metodę postępywania, wydać roskazy, ale nie mógł sprawić, by cały Paryż równie jasno jak on zdał sobie sprawę z rzeczy i, by rewolucya wybuchła w oznaczonym czasie. Silna jego wyobraźnia, stwierdziwszy stan rzeczywisty, stworzyła fantazyę czynu, projekcyę jego, brakło jeno sił, któreby tchnęły życie w marzenie. W podobnych okolicznościach historycznych powtarza się zawsze, że o ile żołnierze wydać ze siebie mogą wodza, sam wódz nie może potęgą woli wywieść armii z nicości. Paryż, teraz już zaniepokojony, co będzie z obroną, na poły jednak wierzył generałowi Trochu, bo tenże ciągle mówił: Nie poddam się! Był bierny. Przeczył, a to znacznie łatwiejsze. Blanqui, który twierdził, że zachodzi obawa złego, był czynny i zdecydowany, pozostał przeto, czem był przez całe życie, wodzem bez armii, chociaż wodzem był niezaprzeczenie. I wiedziano o tem. „Rewolucya — powiedział Ludwik Fiaux — wiedziała, że ma swego Richelieugo“.
Dnia 31 października skorzystała jedno opinia Blanquiego. Do potwornego portretu jego przybył szczegół nowy. Zmyślono, a znaleźli się półgłówki, którzy