wojskami i zagrożone najściem bliskiem, głosu nie mają. Brak im warunków stanowienia o losie kraju. Miasto oblężone, jak długo walczy reprezentuje naród i reprezentuje go lepiej, jak wszelki rząd. Rozdziera swój mandat, kapitulując. Gdyby prowincya się poddała, póki będzie bronił się jeszcze Paryż, Francya istnieć będzie. Jeśli padnie, a prowincya powstanie, na nią przejdzie prawo reprezentantki narodu. Republika, rząd prawny i faktyczny, to bataliony walczące o niepodległość. Całe zgromadzenie narodowe układające warunki pokoju z najeźdźcą, co zajął cały kraj, to zgraja buntowników, których ma prawo kazać wystrzelać jedno miasto, jedna prowincya walcząca o wolność....,“
Upierał się ciągle przy obronie i dalszym boju mimo wszystko.
Dnia 15 listopada powrócił do organizacyi gwardyi narodowej, do owego, popełnionego z samego początku błędu. Dlaczego to z całej zdrowej, zdatnej do broni ludności Paryża nie utworzono armii obrończej, dlaczego nie podzielono istniejącej choćby gwardyi na ściśle określone jednostki, bataliony, pułki, brygady, dywizye i legiony, zamiast tworzyć same bataliony po 1500 ludzi, co stanowiło masę nieruchomą, z trudem jeno dającą się kierować, którą trzeba było dzielić ilekroć miało się naprawdę użyć gwardyi do boju.
W artykule z 16 odpowiada na proklamcyę Trochu, twierdzącą, że wypadki dnia 31 października przeszkodziły w obradach nad zawieszeniem broni. To samo myśli Blanqui, ale określa to inaczej, zaznaczając, że