Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/416

Ta strona została przepisana.

nieszczędzi ironii, chłosty, klątw na wet i tak formułuje surowy swój wyrok: „Paryż na ślepo powierzył swą obronę człowiekowi, który oświadczył, iż jest ona niemożliwą. Paryż utracił rozum i wolę. Paryż abdykuje.Wobec tego los jego będzie losem ludów abdykujących ze swych praw, popadnie w hańbę i ruinę“.
W końcu Blanqui wykazuje, że źle osądzono Gambettę, domyśla się bowiem, że ten uporczywie chcący się bronić człowiek, podobnie jak i on sam opętany jest przez miłość ojczyzny, na nowo daje się unieść nadziei wobec wycieczki z 29 listopada, przejścia przez Marnę, bitwy pod Champigny i nie traci ducha nawet po odwrocie, który uważa za konieczny ze względu na Paryż. A ciągle i zawsze radzi występować zaczepnie. Nawet odbicie Orleanu przez Prusaków nie pogrąża go w rospaczy i twierdzi, że, byle co dnia słyszała huk dział stolicy, prowincya zerwie się z letargu i pospieszy z pomocą.

CXCIV.

I nagle milknie Blanqui. Mimo wysiłków przyjaciół, mimo takiej wytrwałości, takiej wymowy, talentu, patryotyzmu. Nie podobna utrzymać małego pisemka.
Notatka na czele Nru 89 z dnia 8 grudnia oznajnia, że „La Patrie en danger“ przestaje wychodzić. „Powiedzmy otwarcie czemu — pisze Blanqui — oto brak nam środków. Mimo najdalej posuniętej oszczędności, mimo, iż cała redakcya pracowała całkiem darmo, pismo nie może pokryć swych wydatków. Deficyt jest wprost obowiązkiem dla bogaczy, nędzarza zabija. Zawieszamy przeto pismo z wielkim żalem, bo dzieje się to właśnie w chwili, kiedy każdy powinien walczyć z wytężeniem ostatniem. Redakcya“.