Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/436

Ta strona została przepisana.

a 50 centimów od dziecka, no i wreszcie dochodzi do sumy 996 milionów. Zaokrągla to na miliard, zgodzić się chętnie gotów na dwa miliardy i pyta co lepsze, czy za zwycięstwo zapłacić dwa, czy za hańbę, wedle recepty rządu dziesięć miliardów i szmat ogromny kraju.
Ale zatrzymuje się przy tej cyfrze na chwilę jeno i dalej odtwarza historyę fantastyczną obrony Paryża. Puszcza więc w ruch fabryki, robi chassepoty, odlewa działa, wzmacnia fortyflikacye, klasyfikuje i organizuje wojsko, formuje kadry i przetwarza masę zbrojną w ruchome i bitne oddziały. W kilka dniach wszystko jest w porządku, wznoszą się reduty i zasieki w Garches, Meudon, Clamart, Thiais, Montmesly, Chelles, Montfermeil i Livry. Oczyma duszy widzi nastroszone kolczastemi płotami i zaporami drogi do Choisy, Villeneuve-Saint-George, Butte-Pinson, obwarowane wyżyny Sannois, równię Gonesse nie do przebycia z powodu rowów, raduje się, że nieprzyjaciel nie będzie w stanie dostać się do Chatillon, przejść Sekwanę pod Choissy, Villeneuve-Saint-George, nawet Corbeille i woła z uniesieniem, że teraz już nawet sam dyabeł nie opasze miasta, ani w promieniu mili, ani dziesięciu i dwudziestu, nie mogąc się rozpościerać bez końca. „I cóż teraz mogą zrobić Niemcy?“ — pyta Blanqui. Mogą jeno wędrować tam i napowrót po Francyi, nie spotkawszy żołnierza, zajmować i znów opuszczać i tak puste miasta, z ludnością bezbronną, albo obejmować w posiadanie forty bez garnizonu i artyleryi.
A tymczasem armia francuska zamknięta w stolicy będzie miała czas się zorganizować, bo teraz już nie pod murami miasta będzie się załatwiać rachunek... o nie! Wojsko pójdzie spytać pludrów, po co tu wogóle przyszli, a w razie niedostatecznej odpowiedzi.....