Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/457

Ta strona została przepisana.

dał tu i odbijał się o półkoliste sklepienie celi, a biedny więzień po całych godzinach palcami zatykał uszy, by nie oszaleć, lub nie dostać conajmniej zapalenia mózgu. Wystarał się nawet o wosk i zatykał nim uszy, ale po trzech dniach nastąpiło podrażnienie muszli ucha i musiał zaprzestać.
Gdy zjawił się komendant fortu, rzekł mu Blanqui:
— „Zamknięty zostałem w grobowcu, więc mi się należy cisza grobu conajmniej“.
— „Nie mogę zakazać śpiewać ludziom znudzonym“ — odparł oficer.
— „W żadnem więzieniu nie byłby tolerowany podobny skandal. Wszędzie w aresztach, cytadelach, więzieniach panuje spokój, powinno też być cicho w tej waszej bastyli“.
— „Nie jestto bastyla, ani więzienie, jest to kasarnia“.
— „Tak? Ależ kasarnia nie bywa miejscem pobytu więźniów politycznych, żelaznych masek, którym nie wolno do nikogo słowa przemówić. Jestem tutaj i nietylko mnie nie wolno rozmawiać z nikim, ale i mówić także nie wolno nikomu do mnie.“
— „Tak, pan jesteś rodzajem żelaznej maski“.
— „Oczywiście, ale nie jest to wcale kasarnia. Podwórze i kurytarze nie są co nocy pełne patroli, rontów, strażników, wykrzykujących na cały głos hasła. W kasarni mogą ludzie spać. Pańska rzekomo kasarnia jest fortem średniowiecznym, bastylą Ludwika XIV, i zarazem obecnie pierwszą próbką nawrotu do dawnych, dobrych czasów i rządów. Jestto widome wyszydzanie wszelkich ustaw. Nie panuje tu żaden regulamin, wszystko świadczy o aroganckiej przemocy, jak czasu niedawnej monarchii. Porwano mnie w nocy, bez wiadomości sę-