zawsze istniał w nim ruch, ciepło, światło i elektryczność. Jestto skonstatowanie faktów, jakie mają miejsce czasu naszego przemijającego istnienia, ale na nich opiera Blanqui to, co zwie swoją teoryą astronomiczną.
Stwierdza jeszcze, nim wzniesie się w bezmiary przestrzeni, że pojęcie nieskończoności będzie poniekąd zrozumiałe jeśli wyjdziemy z pojęcia nieokreśloności, wyobrazimy sobie ilości ciągle dodawane do ilości bez oznaczonego terminu, ciągle z tem, żeśmy nie zaczęli jeszcze.
Blanqui zwraca teraz oczy na firmament, stara się zmierzyć jego głąb, widzi słońce, stara się określić jego stosunek do gwiazd drogi mlecznej, dalej jeszcze mgławice, widne jeno przez teleskopy i wspomina, że najbliższe gwiazdy stałe są od nas odległe mniej więcej na siedm tysięcy miliardów mil.
I cały ten niezmierny kompleks ciał utworzony jest z jednolitej materyi, jak to wykazała analiza spektralna. Sześćdziesiąt cztery ciał prostych znano w chwili, kiedy pisał Blanqui, dziś ich znamy więcej i wiemy, że nie wszystkie pierwiastki ziemskie odnaleziono w widmie gwiazd stałych, ale to co wiedziano za czasów Blanquiego wystarczało. Wiedziano, że w całej przestrzeni dostrzegalnej istnieją tesame główne składniki, wodór wszędzie z tlenem tworzy wodę, że takie, a takie były warunki tworzenia się mórz, znów inne różnych pokładów geologicznych i że życie zwierzęce i roślinne pojawiło się stosunkowo późno dopiero.
Blanqui przechodzi to wszystko pokrótce, piąty zaś