Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/486

Ta strona została przepisana.

generalnego, chciał mieć w głowie całą Europą, znać każdą drogą, każdy przesmyk, jakby miał do dyspozycy i olbrzymią armią i chciał podbić świat, przyswoiwszy sobie wiedzą wszystkich taktyków.
Życie mu teraz upływa wśród dróg, rzek, ścieżek, operuje ogromnemi masami ludzi, układa plany bitew, kreśli ich przebieg na wielkiej desce leżąc w łóżku lub siedząc przy stole, zawalonym papierami. Po marzeniach gwiezdnych przyszła znowu kolej na zdobywanie ziemi.

CCXXXVII.

Jest ciągle samotny, żyje, jak pustelnik w rozpadlinie skalnej, jak anachoreta na pustyni. Samotność jest wrogiem jego największym. I właśnie w celu zwalczenia tego wroga domaga się w styczniu 1873 roku, by pani Antoine wystarała się dlań o pozwolenie czytania dziennika, choćby bezbarwnego, a także możność obcowania z innymi więźniami politycznymi. Tą samą samotność, wobec trzech lekarzy, którzy go badali w lutym 1873 roku, nazywał Blanqui źródłem całej swej choroby. Wiecznie jest sam, w kaźni, na przechadzce po placu pośród murów i w dodatku brak mu wszelki słowa drukowanego, coby mu przypomniało, że przecież żyje gdzieś, choć daleko naród myślący, czytający. Tak się skarżył wówczas. Podobnie także pisał w marcu tegoż roku, w liście do siostry:
„Nie mogą ci o niczem donieść. Ot żyją, a właściwie istnieją dalej w moim grobie. Tylko przez ciebie dostaje się tu trochę światła i ciepła. Bez tego noc by jeno panowała ciemna“.