Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/496

Ta strona została przepisana.

słali apele Rochefort i Vallès, Deville ogłosił broszurę wyświetlającą najważniejsze fakty z życia Blanquiego, Garibaldi napisał z Rzymu list, w którym poleca wyborcom: „bohatera i wojownika niestrudzonego o wolność ludzką“. Nareszcie nadchodzą wybory i po obliczeniu, 20 kwietnia Blanqui 6.800 głosami wybrany przeciw 5332 głosom, które otrzymał jego przeciwnik, Lavertujon. Tym razem, ci, za których szczęście Blanqui walczył przez całe życie uparcie, bez nagrody, zrozumieli go, powstali i ruszyli ku jego więzieniu, a od samego tententu idących mas pękły bramy, piorun padł z wyciągniętej pięści olbrzyma nim dotknęła krat, a z pośród gruzów Bastylli wyszedł białowłosy starzec, z dobrym, pełnym nadziei uśmiechem na twarzy, spokojny i skromny, jak zawsze.

CCXLII.

Wybitną osobistością stał się teraz Blanqui. Reporterowie Figara i Timesa trafili jakoś do jego celi, a mnóstwo petycyj co dnia domagało się uwolnienia z więzienia nowego posła. Clemenceau zażądał tedy wypuszczenia go prowizorycznie na wolność, by mógł w Izbie uzyskać potwierdzenie swego wyboru i uzyskać zniesienie wyroku sądu wojennego, na podstawie którego utracił swe prawa obywatelskie. Inaczej wybór jego dokonany przez jednę z grup wyborczych byłby nie ważny. Izba jednak nie chciała go słuchać. Dnia 3 czerwca Clemenceau wstąpił na mównicę i bronił piękną, pełną śmiałości mową swego dawnego mistrza z roku 1862.
„Na bok usuwam — mówił — samą osobistość Blanquiego. Nie prosił on nikogo o litość, ma więc prawo