Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/497

Ta strona została przepisana.

żądać, by duma jego została uszanowaną. Ale twierdzą, że jeśli człowiek rozumny poświęcił idei sprawiedliwości całe życie i 40 lat za nią znosił katusze więzienia, to człowiek ów jest szlachetnym, a idea, choćby może nieco chimerycznie pojęta jest podziwu godną“.
Ale wszystko nie na wiele się zdało, ani tłumaczenie, że dzień 31 października był przejawem odruchowym, podyktowanym przez miłość ojczyzny, ani objaśnianie, że nielegalnym był wyrok sądu wojennego, bo tenże sąd nie mógł znać fakt zaszłych przed 13 marca, ani wreszcie wykazanie nielegalności kary deportacyi, której nie wolno było stosować do starca sześćdziesięcioletniego. Wszystko było daremne, Blanqui pozostał, jak był skazanym za 31 października, Izba tylko przychyliła się do unieważnienia wyroku. To się stało dnia 3 czerwca, dziesiątego zaś Blanqui został ułaskawiony na podstawie amnestyi ogólnej, dekretem prezydenta republiki.

CCXLIII.

Telegram zwiastujący dobrą wieść nadszedł do Clairvaux o dziesiątej wieczór. Pani Barellier, czekająca już od dwu tygodni w hotelu naprzeciw więzienia, została zaraz powiadomioną, pobiegła tedy do brata i zastawszy go już gotowego do drogi zabrała go, niby matka syna odratowanego. Ona miała wówczas lat 76, on zaś 74. Dyrektor więzienia odprowadził ich na stacyę do pociągu odchodzącego o trzeciej nad ranem. Blanqui pożegnał się, wsiadł do wagonu i był już dnia 11 czerwca o 6-tej rano w Paryżu. Nie pozwolił powiadomić nikogo i udał się wprost na rue Rivoli . 43, do swej siostrzenicy, pani Lacambre, a potem do siostry, pani Antoine,