Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/499

Ta strona została przepisana.
CCXLIV.

Dnia 25 czerwca udał się w towarzystwie siostry, pani Antoine i Ernesta Roche, do Bordeaux. Przyjaciele powitali go na dworcu oklaskami i zabrali zaraz na ucztę. Otoczyli go członkowie komitetu wyborczego i całowali, a żaden nie mógł przemówić słowa. Został tam aż do 18 lipca i przez ciąg tych 20 dni przyjmował bez końca swych wyborców. Zawrzało w całem mieście. Popędliwi południowcy zbiegli się śmiali, się i płakali po całych dniach. Blanqui był całkiem jak ów starzec odnaleziony w Bastylli. Każdy chciał go widzieć, uścisnąć jego dłoń, kobiety dotykały jego ubrania, podawały mu swe dzieci. Wszystkim wydał się człowiekiem ocalonym przez cud, wydobytym z czarnego grobu, gdzie przepędził niezmiernie długie lata w ciemności i głuszy.
Ale i teraz niedano spokoju dawnym zarzutom. Przeciwnicy wydobyli znowu „dokument Taschereau“, wznowiono dawne sprawy z roku 1848, rozpoczęła się raz jeszcze polemika. Mógł wówczas któryś z tych, co 4 wsześnia stanęli u władzy i wspomnieć choćby o znalezionej w prefekturze policyi wzmiance o Blanquim. Brzmiała ta: „Uchodzi za człowieka uczciwego. Wielu twierdziło przedtem że Blanqui był agentem rządu lipcowego, ale żadnego dowodu na to nie można było przytoczyć“. A nowy prefekt policyi republiki dopisał: „Te notatki, ze względu, że istniały już 4 września 1870 wydają mi się być bardzo zmienionemi. Przedewszystkiem należałoby zbadać skąd Blanqui wziął pieniędzy na uzbrojenie dzielnicy la Villette. Jest to bardzo ważne. Pan Claude, szef władzy bezpieczeństwa publicznego powinienby rozpocząć śledztwo“. Prefekt, zarówno jak i pan