W maju wraca do agitacyi wyborczej, trzeba stoczyć walkę w Lyonie. Przychodzi do balotowania i ma największą ilość głosów zaraz po pierwszem skrutynium, mimo zaciekłej walki przeciwników i przeróżnych kombinacyj, któremi się starano zmienić wynik głosowania. Wśród tego doszła go wieść o chorobie starszej siostry, pani Barellier. Wrócił więc coprędzej, niestety za późno, by zastać jeszcze przy życiu najlepszą pod słońcem i najwierniejszą opiekunkę i przyjaciółkę. Odprowadził ją więc tylko na cmentarz Mont-Parnasse. Był bardzo wzruszony i powiedział któremuś z przyjaciół, iż nie myślał, by po takiem życiu mógł jeszcze tak cierpieć. Nad grobem wyrzekł słów parę:
„Żegnam cię. Życie twe było jednem pasmem poświęceń i miłości. Żyłaś i umarłaś, jak przystało republikance. Żegnaj mi“. Potem podziękowawszy tym, co przybyli, odszedł z bratem Hieronimem i siostrą, panią Antoine, naprzód do niej, a potem na rue Linnè, do siostrzenicy. Przez całą drogę, przez bulwar Mont-Parnasse, bulwar Port-Royalu, rue Monge i rue Lacèpède szła w ślad za nim gromadka ludzi, socyalistów francuskich, niemieckich i rosyjskich. Gdy znalazł się u drzwi mieszkania pożegnali go okrzykiem: „Niech żyje Blanqui!“
Wrócił jednak niedługo do Lyonu, gdzie zamieszkał w hotelu pod „Czarnym koniem“ i dalej agitował usilnie wraz z Edmundem Lepelletierem i Olivierem Pain. Ale upadł w wyborze ostatecznym i wrócił do Paryża do życia zwykłego, to jest ustawicznych zgromadzeń, począwszy od sali klubu d’Arras, aż do sali Chaynesa.
Wreszcie w lipcu, na mocy dekretu odzyskał swe
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/507
Ta strona została przepisana.
CCXLVIII.